Ostatni raz upewniłam się,
że pasy, którymi zostałam przypięta do krzesełka są dobrze umocowane. Mimo ich
solidnych klamer i stabilnych wiązań ścierpła mi skóra na myśl, że zaraz
zostanę opuszczona w dół. Postanowiłam wmawiać sobie, że niedługo będę stała
razem z tym wielkim, białym fortepianem bezpiecznie na podeście, po którym
dzielnie zejdę nie pokazując strachu.
- Gotowa? – usłyszałam
donośny baryton Erika, mojego managera. Zasługiwał również na miano ojca, po
tym wszystkim co udało nam się przejść razem. Unosząc głowę spojrzałam w jego
kierunku. Byłam wręcz pewna, że zauważył panikę w moich tęczówkach. Posłał w moim kierunku ciepły uśmiech,
dodając mi otuchy. Dzięki Niemu poczułam, że mam siłę wykonać to ostatnie
zadanie. Tak, uda mi się. Jestem o tym przekonana.
- Jak nigdy. – szepnęłam odchylając się od mikrofonu, by
nikt z obecnych na sali nie usłyszał mych symbolicznych słów. Erik poprawił
okulary na nosie i pokazał kciuk uniesiony w górę. To właśnie w tym momencie
poczułam jak podest powoli opada w dół. Nabrałam maksymalną ilość powietrza do
płuc i trzymając ją chwilę, wypuściłam czując ogarniający mnie spokój. Uniosłam
kąciki ust w górę, palcami prześlizgując po klawiszach fortepianu. Przymknęłam
powieki i będąc pewna, że mam zaczynać wprawiłam moje palce w ruch. Pora zacząć przedstawienie..
„- Zawsze jest ryzyko,
prawda? Ale odrobina adrenaliny w życiu napędza do dalszego działania. –
wymruczał, ujmując moją twarz w dłonie.”
Naprawdę świetnie piszesz, podziwiam Cię ;)
OdpowiedzUsuń